Lubię...

Żukowski w najlepszej odsłonie. Jesienny... depresyjny...opowiadaniowy...


I oto nadeszła ta wielka i wiekopomna chwila, gdzie pierwszy raz i mam nadzieję, że nie ostatni wzięłam udział w wyzwaniu na Kreatywnym spojrzeniu . 
Miejscu, które wcześniej robiło za wielką skarbnicę inspiracji, a ja pomiędzy westchnieniami zachwytu wyrywałam włosy z głowy, bo przecież ja nigdy takiego czegoś nie napiszę, bo wszystkie opowiadania są takie dobrze poskładane, trzymające się kupy, takie "oh" "eh" "kurwa mać"
Czy moje wywoła podobne rekcje- nie wiem. Mogę jedynie zagwarantować, że smutne to jest i depresyjne jak moje sandały brudne od błota stojące na parapecie w strugach deszczu (chodzi mi o to, że bardzo).
Przypominam, że jest to amatorskie, jestem tylko bio-chemem i mało wspólnego mam z typowym wyniosłym humanistą... Również opowiadanie = fikcja.

Tak, że tego. Enjoy.
   Lubię chodzić do  parku, zwłaszcza gdy przychodzi ta piękna złota jesień. Lubię patrzeć na te wszystkie kolorowe, płomienne liście zebrane na chodniku pod moimi stopami, ten szurający charakterystyczny dźwięk przypomina mi o kolejnym roku który właśnie bezpowrotnie minął. Zawsze wtedy, wpatrzona w błyszczące kasztany leżące pomiędzy zielonymi skorupkami, próbuję myśleć o wszystkich dobrych rzeczach jakie zrobiłam przez ten rok. Zrobiłam ich dużo, przynajmniej tak próbuję się usprawiedliwić, choć w mojej pamięci nie pojawia się nic takiego. Pojawia się za to On. Jego czarna skórzana kurtka, jego wielkie szare oczy, takie pełne szczęście, kiedy widziałam go po raz ostatni, tygodnie pełne ciemności, samotność, czerwone róże.
    Lubię obserwować podróże dzikich gęsi, czasem wyobrażam sobie, że i ja będę mogła zostawić to wszytko i polecieć gdziekolwiek, byleby najdalej od tego miasta śmierdzącego niespełnionymi pragnieniami, tanim winem i cholernym zaduchem rozczarowań. Nienawidzę tych szarych bloków, tych szarych ludzi, którzy zamiast twarzy mają tylko paskudne zębiska gotowe tylko by gryźć, tylko by kąsać. Męczą mnie te ulice, jedyne sklepy gdzie są kolorowe szyldy, te wydeptane ścieżki, paskudne bramy, a przecież lubię te liście leżące na tych ulicach. Liście też są częścią tego miasta.
Lubię spacerować wieczorami po parku. Lubię patrzeć jak z dnia na dzień z ławek znikają zakochani, jak poprzenosili się do tej samej kawiarni gdzie w każdy piątek razem z moją przyjaciółką pijam kawę. Czasem sobie wyobrażam, że zamiast przyjaciółki siedzi tam On. On swoją dłonią ogrzewa moją, wiecznie zimną,  on rozumie, że czasem po prostu lubię pomyśleć, on wie, że jestem mało gadatliwa, że wcale nie jestem taka smutna, wie że czasem jestem mało radosna.
   Gdy tak chodzę wieczorami po tym parku czasem palę papierosy. Pamiętam jak tym gardziłam, by później móc stwierdzić, że to nie mój nałóg - on był przecież jego. Bo przecież palę te same papierosy co on, nawet zapalam jego zapalniczką, tą okrągłą z jego ulubionym klubem piłkarskim. Lubię gapić się w ten dym, lubię wyobrażać sobie, że to nie ja go wypuszczam tylko on. On siedzi koło mnie, razem tkwimy pomiędzy spadającymi liśćmi, obserwujemy gęsi, zbieramy kasztany. Jednak jestem tylko ja i niedopalona fajka leżąca pomiędzy suchymi liśćmi. Pewnie jutro wszyscy będą słyszeć, że ktoś próbował spalić park, że był nieodpowiedzialny i głupi, na pewno pijany. Liczę, że nic takiego się nie stanie, odchodzę powoli.
  Czasem gdy tak sama wędruję, lubię odwiedzać nasze wspólne miejsca. Lubię tą ławkę przy kościele, gdzie pierwszy raz powiedział mi, że jestem dla niego powietrzem, lubię to drzewo gdzie wyryliśmy nasze inicjały, lubię tę bramę gdzie czasem przytuleni do siebie udawaliśmy że nie istniejemy,  lubię nawet ten sklep gdzie chodził kupować te śmierdzące papierosy. Chodzę tam często, boję się że zapomnę to wszystko,  zapomnę każdy jego uśmiech, każde dobre słowo. Boję się, że któregoś dnia nie będę pamiętać, że ktoś taki istniał. Nie mogę tego zrobić, nie mogę do tego dopuścić. Jednak boję się coraz bardziej, bo te wspomnienia stają się niczym wyblakła strona wyrwana z książki, tracą ostrość, słowa, sens. Chciałabym móc je za laminować, skserować w milionach kopii i rozwiesić w całym tym złym mieście. Nie chcę zapomnieć. Nie mogę zapomnieć.
   Czasem, gdy właśnie przemierzam te ulice, pomiędzy ludźmi staram się go zobaczyć, choć wiem że to nigdy nie nastąpi. Patrzę w witryny sklepów, gdzie częściej zwracam uwagę na swoje odbicie, niż na towar w nich wystawiony. Wtedy lubię sobie wyobrażać, że nadal jestem tą samą wesołą dziewczyną o śmiejących się  oczach, promiennym uśmiechu. Jestem duszą towarzystwa, mam świetne poczucie humory, umiem wyjść z każdej nawet najgorszej sytuacji urokiem i osobowością. Jestem kimś więcej niż tylko czymś przypominającym samotne źdźbło trzciny przy tym wielkim jeziorze, o którym ludzie mówili, że nie ma dna. Gdy się idzie w jego stronę mija się małą kapliczkę. Lubię myśleć, że kobieta w kolorowej chuście na głowie trzymająca w ramionach małe wesołe dziecko, nie wie o tym wszystkim co się tutaj dzieje, że nie ma czasu by zwrócić uwagę na tą samotną dziewczynę pomiędzy bezkresem pustych pól. Nie chcę jej obwiniać, chcę wieżyc, że ma inne ważniejsze sprawy, że po prostu nie może. Wolę myśleć, że to nie jest jej wina, że tylko ja ponoszę za to wszytko odpowiedzialność, nikt inny.
   Lubię te noce, gdzie gwiazdy odbijają się w tafli wody, lubię gdy księżyc jest tak duży, że oświetla całą okolice, lubię patrzeć na szumiące w oddali drzewa. Zaczynam lubić i doceniać swoją samotność właśnie w takich chwilach jak ta. Nikogo przy mnie nie ma, nawet te gęsi teraz już są pewnie w połowie drogi do miejsca gdzie przeczekają zimę. Nie słyszę nic oprócz własnego oddechu i powolnego ruchu wody, gdy moje ręce jej dotykają. Nie wzdrygam się, woda wcale nie jest taka zimna, to moje dłonie są chyba chłodniejsze niż ona. 
   Lubię właśnie te jesienne noce, gdzie wiem, że nikt nie widzi jak płaczę. Nie lubię mieć mokrych policzków i rozmazanego tuszu do rzęs gdy ktoś się na mnie patrzy, nie chcę wzbudzać współczucia- brzydzę się nim.
   Lubię gdy słone łzy mieszają się z wodą, lubię czuć jak otacza mnie zewsząd, jak wypełnia moje płuca.  Jestem taka lekka, wręcz eteryczna niczym rusałka pomiędzy gęstymi wodorostami i unoszącymi się ku górze pęcherzykami powietrza. Jestem już tak blisko, już prawie dotykam tego dna, o którym wszyscy mówi, że nie istnieje. Udowadniam, że nie meli racji, że jest ono całkiem blisko i prawie każdy może przekonać się że istnieje.
   Lubie wierzyć, że kiedy wreszcie go dosięgnę, pojawi się On. Po tym całym roku wreszcie się spotkamy. Wtedy nie będę już sama.


 P.S. Ostatnio przeczytałam o akcji o zmawianiu różańca za osoby, które były na koncercie Behemota... nie wiem czy ty akcja reklamowa, czy już powinniście chwytać różańce w dłoń i błagać za mnie bym nie dostała się do piekła. Nosz istny He He Hemoth.
Kreatywne Spojrzenie

Komentarze

  1. Ej. To było piękne.
    Upiorne, smutne, ale przy tym naprawdę piękne. Podoba mi się język tego opowiadania, zbudowany klimat (szary, przygnębiający), postać Jego, budowa (to ciągłe ,,lubię"). Najbardziej chyba podobała mi się scena, w której główna bohaterka była już w wodzie. Miała w sobie coś mrocznego, ale zarazem eterycznego. Piękne, naprawdę.
    Mała uwaga - ,,tą bramę". Powinno być ,,tę", jeszcze w paru innych miejscach.
    Ot, taka uwaga:)
    Poza tym jednak - cudeńko. Bardzo zapada w pamięć.
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spodobało mi się opowiadanie - widziałam w głowie wszystkie scenki, więc podziałało sprawnie na moją wyobraźnię.
    A i zdrowia Ci życzę, jeśli chodzi o kolano Twe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne, klimatyczne, a zarazem takie smutne i depresyjne (I LIKE IT!)
    Napisane tak, że z łatwością mogłam wyobrazić sobie każdą scenkę.
    Chyba najbardziej spodobała mi się scena jak odnosiła się do papierosów, które przypominają jej o Nim oraz to samo co napisała Pola... scena, kiedy była już pod wodą... CUDO!!

    Pozdrawiam i życzę zdrowia!
    Ściskam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie, prawdziwie i dogłębnie opisana tęsknota. :) Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty