Przygotuj się na święta!
Do jednego z najpiękniejszych i najbardziej wyczekiwanych dni w roku już tylko cztery dni, zostało więc już niewiele czasu by się do nich odpowiednio przygotować. Ja już nie mogę się tego doczekać!
Last Christmas...
Decyzję o szybkim przeniesieniu się na Syberię, czy gdy biletów na takową wycieczkę w dość szybkim czasie nie zdobędę- na drugi świat przy pomocy lampek choinkowych, podjęłam w dzień kiedy na mojej ulubionej budce z zapiekankami pojawił się karykaturalny krasnal, który w praktyce miał przypominać Świętego Mikołaja, a bliżej mu było do potwornego ghula o wyłupiastych oczach potwornej przerzedzonej brodzie i drucianych krzywych okularów. Skąd ghule mają czerwony kubraczek i dlaczego? przebiegło mi przez głowę, lecz dalszych przemyśleń nie kontynuowałam, bo oto mój przyjaciel, jak by w geście zdradzieckim pojawił się w jednym z tych "śmisznych" świątecznych sweterków ze świecącym nosem świątecznego renifera, do przepełnienia Bożonarodzeniowej czary goryczy brakowało tylko zapalniczki z z wizerunkiem skromnie ubranej pani Mikołajowej, reklamówki ze świąteczną biedronką, nauszników, które to wydobywają z siebie kolędy śpiewane przez polskie gwiazdy, kapci w bałwanki i papierosów, co to pachną igliwiem, cynamonem i pomarańczą. Milczałam z wzrokiem wbitym w swoje glany, czerwone sznurówki, mimo iż noszone cały rok, też miały na swój sposób, pewien gwiazdkowy urok. Z przerażeniem tworzącym się jako najgorszy kataklizm na świecie, zaczęłam układać w głowie listę osób, którym powinnam kupić prezenty, a jak na złość było tych nieszczęśników więcej niż poprzednim roku, gdzie podziały się lampki choinkowe i dlaczego miałam dziwne wrażenie, że po sylwestrze zostały doszczętnie zniszczone, czy zabierać się samemu za pieczenie pierników i prawie spalić dom, czy kupić te najtańsze o smaku podeszwy od glana starego metala? Syberia coś szeptało z tyłu głowy. Uosobienie świątecznej atmosfery przywitało mnie gdy zderzyłam się w drzwiach szkoły z szalonym przewodniczącym ciągnącym za sobą sztuczne drzewko choinkowe, ten jak by również uczestniczył w potwornym spisku przeciwko mojej osobie, w koszulce w śnieżynki. Na biologi zawieszali lampki na tablicy, podczas opisywania procesów norymberskich zamiast oprawców na lampach wieszali wielkie gwiazdy i nawet gdy wracałam do domu, przyciśnięta do okna z kawałkiem futra przy nosie, słysząc nieśmiertelnego Shakin'a Stevensa, zdałam sobie sprawę, że przez dziewięć dni nigdzie tego biletu na Syberię nie znajdę...lampki też musiałam kupić... pozostało mi pozostać...przecież nadchodził najpiękniejszy czas w całym roku...
...I gave you my heart...
Czasami maj hart wydaje się być jedynym, odpowiednim i najlepszym prezentem jaki mogę ofiarować. Gadka o tym, że lepiej prezenty dawać niż dostawać, jest przereklamowana. (chociaż chyba lepiej dać jakiś nieprzydatny robot kuchenny, niż samemu taki dostać, nie?) Na blogach, na stronach internetowych, w prasie kolorowej wszyscy przerzucają się najlepszymi pomysłami, wszyscy wiedzą najlepiej, jaki prezent potrzebuje twój przyjaciel, dlaczego nie powinieneś kupować babci popielniczki w kształcie rubasznego Mikołaja, czy też czemu młodsza kuzynka nie cieszy się z figurki szturmowca (bo jeszcze nie odkryła w sobie mocy!) . Wszyscy zachwalają prezenty praktyczne. Zestawy kosmetyków, ręczniki, perfumy, papier toaletowy... zabawne skarpetki z reniferami, poduszki w pingwinki, wszystkie świąteczno podobne gadżety...organizery, ramki, albumy, pierdoły...
Z prezentami jest ten problem, że nigdy nie wiesz co... bo niby masz tam jakiś pomysł, ale kolejny rok z rzędu skarpety? Znowu kalendarze? Trzeba coś zmienić, coś innego, coś niebanalnego i oryginalnego przede wszystkim. Budzi się pomysł stworzenia czegoś własnoręcznie(oraz ucieczki na Syberię) , kiedyś było się na jakichś warsztatach plastycznych...wieki temu, ale jak złożyć kartkę i ją wypisać internetowymi życzeniami -wystarczy... Coś już jest jakiś początek. Potrzebny jest jeszcze koniec.
Przez lata zorientowałam się, ze kupowanie zestawów kosmetycznych jest czymś złym- ba czymś okrutnym, jak by takim ukrytym przekazie, że dany obdarowany delikwent się nie myje. Do tego ludzie posiadają coś takiego nieprzewidywalnego- coś co sprawia, że gdy kupujesz im kosmetyki z Adidasa, oni wolą Nivea...kiedy kupujesz naturalne mydło za całą swoją miesięczną wypłatę- ci zachwycają się najtańszym z Biedronki...
Z ubraniami jest ten sam problem- jeżeli nie jest to jakiś świąteczny szalik czy skarpety- to jest jeden z najgorszych prezentów jaki można otrzymać...no chyba, że lubisz być obdarowywany różowymi sweterkami, czy jeżeli takowe ci nie przeszkadzają, koszulkę Nightwish (a nie daj Boże Comy!) Nie oszukujmy się, naprawdę rzadko się zdarza by znać kogoś styl w stu procentach i dać coś co się będzie podobało...
Książki, płyty, filmy...prezenty, które są mega spoko...jeżeli oczywiście zna się tego, komu ten prezent się kupuje, i jest to znajomość z serii tych, gdzie twój przyjaciel raczej będzie cię "niby przypadkiem" naprowadzał na prezent jaki chce dostać, wysyłać do niego linki, zabierać do księgarni i przed wymarzoną książką, wzdychać, robić maślane oczy, jeszcze więcej wzdychać... jeżeli to nie taka przyjaźń to lepiej już kup śmieszne skarpety, albo poradnik "Jak zostać ozdobą choinkową"... No a jeżeli go nie szanujesz to jakąś książkę Katarzyny Michalak, lub poradnik Chodakowskiej... albo mapę z biletem najlepiej na Syberię!
...But the very next day you gave it away...
Nie tylko prezenty są problemem, problemem są też dekoracje...a przynajmniej lampki, które mam ochotę obwiązać bardziej wokół własnej szyi niż świątecznego drzewka, choć z tym drzewkiem to i różnie bywa. Wybór odpowiedniego jest niczym wybór mniejszego zła- co wiadomo takowego nie ma, a że nie jestem białym wilkiem nie mogę powiedzieć, że "proporcje są umowne, a granice zatarte. Jeżeli mam wybierać między jednym złem a drugim wolę nie wybierać wcale". Bo tu niby jodła kałkazka różni się czymś od świerku pospolitego, a sosna nie jest drzewkiem świątecznym chociaż jest najtańsza. Nie ma dobrego wyboru. Wybierasz takie, które nie przypomina demona słowiańskiego, zmieści się do pokoju i takie, gdy je kupisz to jeszcze zostanie ci na jedzenie.
Są jeszcze ozdoby- pióra, łańcuchy, naleśniki, bombki, aniołki, włosy anielskie, wątroba, nerki... ale albo ma się młodsze rodzeństwo, które w swej młodzieńczej pasji rzuci się na nie jako pierwsze i zacznie ubierać, albo sprowadza się wygłodniałe kuzynostwo, by wykonało tą okrutną robotę za ciebie.
Przy okazji...nigdy swojego pokoju nie ozdabiam, nie wieszam lampek, gwiazdek w oknach, nie sprowadzam do swojej krypty miniaturowego drzewka. Po pierwsze nie mam czasu, po drugie nie utożsamiam się z moim pokojem, po trzecie wystarczy mi choinka w salonie i tak ja muszę sprzątać igły spod niej.
...This year,To save me from tears...
Przychodzi jeszcze najważniejszy punkt. Wieczerza wigilijna...
Zależy to jednak kto jak ją spędza, czy w gronie rodzinnym tym okrojonym, czy razem ze swoją drugą połówką, czy z całym mrowiem hałastry, z której połowa nie do końca pamięta jak masz na imię, nie wspominając już do której klasy chodzisz....Od samego przekroczenia progu, od powitań, przytulania się z wujami, całusów zostawiających czerwone ślady na policzkach starych ciotek pachnących formaliną, zaczyna się festiwal niezręczności. Zaczynają się życzenia bez składni, babcia płacze ci w rękaw, bo tak szybko wyrosłaś wnusiu, ciotka życzy znalezienia dobrego "kawalera" kolejna życzy bym nadal była z "tamtym" (tamtym, który nigdy nie istniał rzecz jasna) ktoś życzy dobrych ocen, ktoś coś rzuca o maturze i dobrych studiach, ktoś o pracy... uśmiecham się głupio. W mojej głowie panuje zamęt iście matematyczny, próbuję przypomnieć sobie czy akurat ta ciotka ma męża, jeżeli ma to nie składać kondolencji, życzyć zdrowia, czy nie życzyć skoro kolejna ciotka ma już combo Parkinsona, Alzheimera pewnie i choroby dzikich krów i psychozy paranoidalnej. Czy siedmiolatce życzy się chłopaka, czy może to jeszcze za wcześnie? Co odpowiadać i czy lepiej brzmi wzajemnie czy nawzajem ? Tak dużo pytań tak mało odpowiedzi.
Barszcz już za zimny, dławisz się ośćmi z zabitego okrutnie tłuczkiem do schabowych karpia, co wcześniej pływał w wannie w jakimś markecie, groch z kapustą wygląda jak by wrócił z wojny w Wietnamie, a pierogi...pierogów już nie ma...łapiesz w locie kilka pierników- prawie łamią ci się jedynki, makowiec próbuję udusić cię nadmiarem maku, na wigilii nie tylko rodzina życzy ci potajemnie śmierci.
Godziny mijają, wujkowie rozkręcają się popijaną pod stołem ognistą wodą, ciotki coraz częściej wychodzą na papierosa, chce ci się wyjść z nimi, ale przypominasz sobie, że nie palisz, choć właśnie w wigilię chcesz zacząć, później przypominasz sobie, że nie masz pieniedzy nawet na papierosy, a dym, niczym wcześniejsze dwanaście potraw, szykuje taktyczny i przemyślany plan morderstwa...Czekasz do pasterki, a później jest już tylko gorzej...
I'll give it to someone special
...Lecz nie jest wcale tak źle... Bo mimo wszystko, zawsze mogło być gorzej, mogło przecież nie być nic.
Bo mimo wszystko święta, bez już mojego sarkazmu, są pięknym czasem- za bardzo zalatują tą komercją, budkami z kebabami obwieszonymi lampkami, sztucznymi grubymi Mikołajami, piosenkami puszczanymi już od połowy grudnia w każdym możliwymi miejscu, ale są czymś na co się jednak czeka...bo to czas, gdzie przełamuje się ta rutyna, jest te kilka dni gdzie dzieje się coś innego, gdzie wpada ta w połowie nieznana rodzina i dom zamienia się w poligon wojskowy, gdzie ubiera się tą choinkę, co to za kilka dni i tak zgubi swoje igły, czeka się za prezentami, wzrusza, może tak skrycie i nieznacznie przy wspólnym śpiewaniu kolęd, bo zabrakło znów czyjegoś głosu i nikt tak charakterystycznie nie przeciągał "Dzisiaj w Betlejem"... i może nie jest to już ta magia świąt, co kiedyś...może i prezenty nie takie jakie były wymarzone, i może życie zupełnie nie takie jakie być powinno, to i tak w sumie jest cudnie... bo przynajmniej jest.
I właśnie z okazji tych nadchodzących świąt życzę wam, byście po prostu bawili się w te święta dobrze, nie patrzyli na to wszytko tak krytycznie, bo mimo że to jest niejednokrotnie idiotyczne i durne to są to święta- tak zwyczajnie i po prostu. Taki dziwny czas, gdzie jest po prostu fajnie jak jest się razem, i by ta ciotka nie denerwowała jak zwykle, by docinki wujka nie powodowały tak samej wielkiej irytacji, by nawet ten barszcz smakował lepiej, a ości w rybie było mało.
By był to po prostu dobry czas.
Last Christmas...
Decyzję o szybkim przeniesieniu się na Syberię, czy gdy biletów na takową wycieczkę w dość szybkim czasie nie zdobędę- na drugi świat przy pomocy lampek choinkowych, podjęłam w dzień kiedy na mojej ulubionej budce z zapiekankami pojawił się karykaturalny krasnal, który w praktyce miał przypominać Świętego Mikołaja, a bliżej mu było do potwornego ghula o wyłupiastych oczach potwornej przerzedzonej brodzie i drucianych krzywych okularów. Skąd ghule mają czerwony kubraczek i dlaczego? przebiegło mi przez głowę, lecz dalszych przemyśleń nie kontynuowałam, bo oto mój przyjaciel, jak by w geście zdradzieckim pojawił się w jednym z tych "śmisznych" świątecznych sweterków ze świecącym nosem świątecznego renifera, do przepełnienia Bożonarodzeniowej czary goryczy brakowało tylko zapalniczki z z wizerunkiem skromnie ubranej pani Mikołajowej, reklamówki ze świąteczną biedronką, nauszników, które to wydobywają z siebie kolędy śpiewane przez polskie gwiazdy, kapci w bałwanki i papierosów, co to pachną igliwiem, cynamonem i pomarańczą. Milczałam z wzrokiem wbitym w swoje glany, czerwone sznurówki, mimo iż noszone cały rok, też miały na swój sposób, pewien gwiazdkowy urok. Z przerażeniem tworzącym się jako najgorszy kataklizm na świecie, zaczęłam układać w głowie listę osób, którym powinnam kupić prezenty, a jak na złość było tych nieszczęśników więcej niż poprzednim roku, gdzie podziały się lampki choinkowe i dlaczego miałam dziwne wrażenie, że po sylwestrze zostały doszczętnie zniszczone, czy zabierać się samemu za pieczenie pierników i prawie spalić dom, czy kupić te najtańsze o smaku podeszwy od glana starego metala? Syberia coś szeptało z tyłu głowy. Uosobienie świątecznej atmosfery przywitało mnie gdy zderzyłam się w drzwiach szkoły z szalonym przewodniczącym ciągnącym za sobą sztuczne drzewko choinkowe, ten jak by również uczestniczył w potwornym spisku przeciwko mojej osobie, w koszulce w śnieżynki. Na biologi zawieszali lampki na tablicy, podczas opisywania procesów norymberskich zamiast oprawców na lampach wieszali wielkie gwiazdy i nawet gdy wracałam do domu, przyciśnięta do okna z kawałkiem futra przy nosie, słysząc nieśmiertelnego Shakin'a Stevensa, zdałam sobie sprawę, że przez dziewięć dni nigdzie tego biletu na Syberię nie znajdę...lampki też musiałam kupić... pozostało mi pozostać...przecież nadchodził najpiękniejszy czas w całym roku...
...I gave you my heart...
Czasami maj hart wydaje się być jedynym, odpowiednim i najlepszym prezentem jaki mogę ofiarować. Gadka o tym, że lepiej prezenty dawać niż dostawać, jest przereklamowana. (chociaż chyba lepiej dać jakiś nieprzydatny robot kuchenny, niż samemu taki dostać, nie?) Na blogach, na stronach internetowych, w prasie kolorowej wszyscy przerzucają się najlepszymi pomysłami, wszyscy wiedzą najlepiej, jaki prezent potrzebuje twój przyjaciel, dlaczego nie powinieneś kupować babci popielniczki w kształcie rubasznego Mikołaja, czy też czemu młodsza kuzynka nie cieszy się z figurki szturmowca (bo jeszcze nie odkryła w sobie mocy!) . Wszyscy zachwalają prezenty praktyczne. Zestawy kosmetyków, ręczniki, perfumy, papier toaletowy... zabawne skarpetki z reniferami, poduszki w pingwinki, wszystkie świąteczno podobne gadżety...organizery, ramki, albumy, pierdoły...
Z prezentami jest ten problem, że nigdy nie wiesz co... bo niby masz tam jakiś pomysł, ale kolejny rok z rzędu skarpety? Znowu kalendarze? Trzeba coś zmienić, coś innego, coś niebanalnego i oryginalnego przede wszystkim. Budzi się pomysł stworzenia czegoś własnoręcznie(oraz ucieczki na Syberię) , kiedyś było się na jakichś warsztatach plastycznych...wieki temu, ale jak złożyć kartkę i ją wypisać internetowymi życzeniami -wystarczy... Coś już jest jakiś początek. Potrzebny jest jeszcze koniec.
Przez lata zorientowałam się, ze kupowanie zestawów kosmetycznych jest czymś złym- ba czymś okrutnym, jak by takim ukrytym przekazie, że dany obdarowany delikwent się nie myje. Do tego ludzie posiadają coś takiego nieprzewidywalnego- coś co sprawia, że gdy kupujesz im kosmetyki z Adidasa, oni wolą Nivea...kiedy kupujesz naturalne mydło za całą swoją miesięczną wypłatę- ci zachwycają się najtańszym z Biedronki...
Z ubraniami jest ten sam problem- jeżeli nie jest to jakiś świąteczny szalik czy skarpety- to jest jeden z najgorszych prezentów jaki można otrzymać...no chyba, że lubisz być obdarowywany różowymi sweterkami, czy jeżeli takowe ci nie przeszkadzają, koszulkę Nightwish (a nie daj Boże Comy!) Nie oszukujmy się, naprawdę rzadko się zdarza by znać kogoś styl w stu procentach i dać coś co się będzie podobało...
Książki, płyty, filmy...prezenty, które są mega spoko...jeżeli oczywiście zna się tego, komu ten prezent się kupuje, i jest to znajomość z serii tych, gdzie twój przyjaciel raczej będzie cię "niby przypadkiem" naprowadzał na prezent jaki chce dostać, wysyłać do niego linki, zabierać do księgarni i przed wymarzoną książką, wzdychać, robić maślane oczy, jeszcze więcej wzdychać... jeżeli to nie taka przyjaźń to lepiej już kup śmieszne skarpety, albo poradnik "Jak zostać ozdobą choinkową"... No a jeżeli go nie szanujesz to jakąś książkę Katarzyny Michalak, lub poradnik Chodakowskiej... albo mapę z biletem najlepiej na Syberię!
...But the very next day you gave it away...
Nie tylko prezenty są problemem, problemem są też dekoracje...a przynajmniej lampki, które mam ochotę obwiązać bardziej wokół własnej szyi niż świątecznego drzewka, choć z tym drzewkiem to i różnie bywa. Wybór odpowiedniego jest niczym wybór mniejszego zła- co wiadomo takowego nie ma, a że nie jestem białym wilkiem nie mogę powiedzieć, że "proporcje są umowne, a granice zatarte. Jeżeli mam wybierać między jednym złem a drugim wolę nie wybierać wcale". Bo tu niby jodła kałkazka różni się czymś od świerku pospolitego, a sosna nie jest drzewkiem świątecznym chociaż jest najtańsza. Nie ma dobrego wyboru. Wybierasz takie, które nie przypomina demona słowiańskiego, zmieści się do pokoju i takie, gdy je kupisz to jeszcze zostanie ci na jedzenie.
Są jeszcze ozdoby- pióra, łańcuchy, naleśniki, bombki, aniołki, włosy anielskie, wątroba, nerki... ale albo ma się młodsze rodzeństwo, które w swej młodzieńczej pasji rzuci się na nie jako pierwsze i zacznie ubierać, albo sprowadza się wygłodniałe kuzynostwo, by wykonało tą okrutną robotę za ciebie.
Przy okazji...nigdy swojego pokoju nie ozdabiam, nie wieszam lampek, gwiazdek w oknach, nie sprowadzam do swojej krypty miniaturowego drzewka. Po pierwsze nie mam czasu, po drugie nie utożsamiam się z moim pokojem, po trzecie wystarczy mi choinka w salonie i tak ja muszę sprzątać igły spod niej.
...This year,To save me from tears...
Przychodzi jeszcze najważniejszy punkt. Wieczerza wigilijna...
Zależy to jednak kto jak ją spędza, czy w gronie rodzinnym tym okrojonym, czy razem ze swoją drugą połówką, czy z całym mrowiem hałastry, z której połowa nie do końca pamięta jak masz na imię, nie wspominając już do której klasy chodzisz....Od samego przekroczenia progu, od powitań, przytulania się z wujami, całusów zostawiających czerwone ślady na policzkach starych ciotek pachnących formaliną, zaczyna się festiwal niezręczności. Zaczynają się życzenia bez składni, babcia płacze ci w rękaw, bo tak szybko wyrosłaś wnusiu, ciotka życzy znalezienia dobrego "kawalera" kolejna życzy bym nadal była z "tamtym" (tamtym, który nigdy nie istniał rzecz jasna) ktoś życzy dobrych ocen, ktoś coś rzuca o maturze i dobrych studiach, ktoś o pracy... uśmiecham się głupio. W mojej głowie panuje zamęt iście matematyczny, próbuję przypomnieć sobie czy akurat ta ciotka ma męża, jeżeli ma to nie składać kondolencji, życzyć zdrowia, czy nie życzyć skoro kolejna ciotka ma już combo Parkinsona, Alzheimera pewnie i choroby dzikich krów i psychozy paranoidalnej. Czy siedmiolatce życzy się chłopaka, czy może to jeszcze za wcześnie? Co odpowiadać i czy lepiej brzmi wzajemnie czy nawzajem ? Tak dużo pytań tak mało odpowiedzi.
Barszcz już za zimny, dławisz się ośćmi z zabitego okrutnie tłuczkiem do schabowych karpia, co wcześniej pływał w wannie w jakimś markecie, groch z kapustą wygląda jak by wrócił z wojny w Wietnamie, a pierogi...pierogów już nie ma...łapiesz w locie kilka pierników- prawie łamią ci się jedynki, makowiec próbuję udusić cię nadmiarem maku, na wigilii nie tylko rodzina życzy ci potajemnie śmierci.
Godziny mijają, wujkowie rozkręcają się popijaną pod stołem ognistą wodą, ciotki coraz częściej wychodzą na papierosa, chce ci się wyjść z nimi, ale przypominasz sobie, że nie palisz, choć właśnie w wigilię chcesz zacząć, później przypominasz sobie, że nie masz pieniedzy nawet na papierosy, a dym, niczym wcześniejsze dwanaście potraw, szykuje taktyczny i przemyślany plan morderstwa...Czekasz do pasterki, a później jest już tylko gorzej...
I'll give it to someone special
...Lecz nie jest wcale tak źle... Bo mimo wszystko, zawsze mogło być gorzej, mogło przecież nie być nic.
Bo mimo wszystko święta, bez już mojego sarkazmu, są pięknym czasem- za bardzo zalatują tą komercją, budkami z kebabami obwieszonymi lampkami, sztucznymi grubymi Mikołajami, piosenkami puszczanymi już od połowy grudnia w każdym możliwymi miejscu, ale są czymś na co się jednak czeka...bo to czas, gdzie przełamuje się ta rutyna, jest te kilka dni gdzie dzieje się coś innego, gdzie wpada ta w połowie nieznana rodzina i dom zamienia się w poligon wojskowy, gdzie ubiera się tą choinkę, co to za kilka dni i tak zgubi swoje igły, czeka się za prezentami, wzrusza, może tak skrycie i nieznacznie przy wspólnym śpiewaniu kolęd, bo zabrakło znów czyjegoś głosu i nikt tak charakterystycznie nie przeciągał "Dzisiaj w Betlejem"... i może nie jest to już ta magia świąt, co kiedyś...może i prezenty nie takie jakie były wymarzone, i może życie zupełnie nie takie jakie być powinno, to i tak w sumie jest cudnie... bo przynajmniej jest.
I właśnie z okazji tych nadchodzących świąt życzę wam, byście po prostu bawili się w te święta dobrze, nie patrzyli na to wszytko tak krytycznie, bo mimo że to jest niejednokrotnie idiotyczne i durne to są to święta- tak zwyczajnie i po prostu. Taki dziwny czas, gdzie jest po prostu fajnie jak jest się razem, i by ta ciotka nie denerwowała jak zwykle, by docinki wujka nie powodowały tak samej wielkiej irytacji, by nawet ten barszcz smakował lepiej, a ości w rybie było mało.
By był to po prostu dobry czas.
Ja akurat nigdy prawie nie kupuje prezentow, więc nie mam tych problemów i czasem na prawde sie zdarza, że to co kupimy bardzo się spodoba. Poza tym jestem taki troche dziwnym dzieckiem (co z tego, że prawnie jestem dorosła, dalej uważam się za duże dziecko), ktoremu się wszystko podoba co dostanie i nigdy nie wybrzydza. Tak jak zauważylaś. Święta nie sa ideal e, ale chodzi o to, aby je po prostu dobrze przeżyć. I przecież święta wcale nie są takie złe.
OdpowiedzUsuńJuż trochę mnie irytują posty na blogach, dotyczące prezentów, już chyba nikt nic nowego nie wymyśli w tym temacie :D A co do składania życzeń podczas Wigilii - gdy ktoś jest dobry w te klocki, to wymyśli fajne, uniwersalne życzenia. Gorzej, gdy takiego talentu nie ma - i życzą Ci np. zdanej matury, a maturę pisało się już rok temu i tak dalej :D
OdpowiedzUsuńBorze Sosnowy! A już myślałam, ze tylko mi się załączają mordercze instynkty, gdy widzę tytuł "Idealny prezent świąteczny" (chociaż sama w tym że poście miałam wzmiankę o prezentach, ale ciii to przecież "Sarkastyczne podejście do tematu)
UsuńPerpetuo, ja już Ci to pisałam, ale napiszę raz jeszcze, bo post przeczytałam z ogromnym bananem na twarzy - uwielbiam Twój styl, serio :D Wszystko jest tak cudownie barwne i sarkastyczne... ach! Najbardziej uśmiałam się przy fragmencie o prezentach i o rodzinie na wieczerzy. Życiowe tak bardzo :D
OdpowiedzUsuńW moim pokoju mam akurat bombki i lampki w szklanych miskach. Ale choinki nie, kiedyś stawiałam małego, sztucznego wiechcia, ale teraz już mi się znudziło. I nie mam miejsca przede wszystkim :D
W ogóle uchwyciłaś istotę świąt jak dla mnie. Kiczowate, komercyjne, pełne paskudnych ozdób, zawierające nalot rodziny, sztuczne, ale przy tym wciąż piękne, magiczne, ciepłe. Bo to naprawdę cudowny czas, gdy ludzie są jacyś tacy lepsi, a na pewno bardziej uśmiechnięci i mili dla siebie, gdy spotykamy się z bliskimi. I o to chodzi chyba. Nie jest idealnie, ale w gruncie rzeczy jest fajnie :)
I po prostu... jest.
Wesołych Świąt!
P.
I prawie bym zapomniała- pięknie dziękuję za cudne życzenia u mnie ♥
Usuń